2. PZU Maraton Szczeciński - relacja

Ta relacja powinna była ukazać się tu ponad 3 miesiące temu. Z pewnych względów jednak nie udało mi się na czas jej sklecić. Publikuję ją więc teraz.



Jednym z powodów opóźnień w publikacji moich spostrzeżeń był fakt że impreza odbyła się w moim rodzinnym Szczecinie. Trudno mi się więc odnieść obiektywnie i szczerze mówiąc przez dłuższy czas nie wiedziałem jak ten temat ugryźć. Nie wszystko mi się w  tej imprezie podobało. Z drugiej strony wiele rzeczy zaskoczylo mnie na plus. I tak o to, stojąc między młotem a kowadłem, wstrzymywałem się z publikacją, a czas leciał i leciał...

Maraton w Szczecinie to pewnego rodzaju nowość. W ubiegłym roku, 19 września, miała miejsce pierwsza edycja biegu. Co prawda, w zamierzchłych czasach Szczecin dwukrotnie gościł maratończyków, ale niewiele osób o tym wie lub pamięta. Zeszłoroczny bieg spotkał się z entuzjazmem uczestników, więc w tym roku nie mogło zabraknąć 2. edycji. Organizacyjnie impreza stała na bardzo wysokim poziomie. Organizator dopieścił biegaczy m.in. bogatym pakietem startowym, ciekawymi imprezami towarzyszącymi imprezami czy konkursem z atrakcyjnymi nagrodami. W czasie imprezy można było spotkać i zamienić dwa słowa ze znamienitymi gośćmi, m.in z Wandą Panfil. Jednym słowem pełen wypas.

to chyba maoryskie haka...
fot.: Dulny Foto

Tegoroczny, 2. PZU Maraton Szczeciński odbył się w niedzielę, 26go czerwca. To duża zmiana w stosunku do 1. edycji.  Na starcie maratonu przy hali widowiskowo - sportowej Azoty Arena stanęło ponad 800. biegaczy, podobnie jak rok wczesniej.

fot.: Dulny Foto

Cieszy widok dynamicznie rozwijającej się, imprezy w moim rodzinnym Szczecinie.  Zawsze chciałem pobiec maraton u siebie, w końcu udało się moje marzenie spełnić. W sobotę odebrałem pakiet, kupiłem koszulkę finishera (brawa dla Organizatora za ten pomysł rodem ze słynnych maratonów), pochłonąłem chwilę atmosferę przed biegiem. Wypełniłem kupony konkursowe dzięki którym można było wygrać pakiet na N.Y Marathon i pakiet+wyjazd na Berlin Marathon. Kapitalny pomysł i choć mi się nie poszczęściło to ktoś przeżyje dzieki temu super przygodę.

A teraz łyżka dziegciu. A w zasadzie dwie łyżki, które powodują że mam mieszane uczucia związane z szczecińskim biegiem:

1. Termin imprezy. 

Końcówka czerwca to nie jest optymalny czas na rozegranie maratońskich zawodów w tej części świata. Nie przemawia do mnie argument przesunięcia terminu z końca września (1. edycja) by nie kolidować z innymi zawodami rozgrywanymi w tym samym lub zbliżonym czasie. Przecież np. Berlin Marathon i Maraton Warszawski odbywają się w tym samym terminie. Nie da się pobiec wszędzie, w tym samym czasie. Paradoksalnie to czerwcowy termin stwarza większą kolizję, wszak biegacze dla których, przede wszystkim liczy się sportowy rozwój, raczej skupiać się będą na cyklu wiosenno-jesiennym. Jest jeszcze jedna sprawa. W ubiegłym roku między PKO Półmaraton Szczecin a 1. PZU Maraton Szczeciński było 3 tygodnie przerwy. To jest wręcz idealny czas odpoczynku po starcie w półmaratonie, który stanowi bardzo pożyteczny sprawdzian przed maratonem, pozwalający na dokładną prognozę wyniku na 42km! Rozwiązanie to (nie wiem czy przypadkowe czy nie) było genialne, przesunięcie terminu tą niewątpliwą zaletę całkowicie niweluje. 

Całe szczęście że pogoda zlitowała się nad nami, oferując ok.19 stopni przy całkowitym zachmurzeniu, przypomnę że dzień przed maratonem na termometrze było ponad 30 stopni przy bezchmurnym niebie! Oczywiście rozegranie zawodów w maju czy wrześniu nie gwarantuje optymalnej pogody do biegu, ale ryzyko upału jest dużo mniejsze niż pod koniec czerwca.

2. Trasa i jej uwarunkowania.

Organizator imprezę promował hasłem "Podejmij wyzwanie" i w moim rozumieniu, czytając przed zawodami Jego zapowiedzi, wymagający profil trasy miał być atutem imprezy, to miał być "maraton dla twardzieli". Powiem szczerze, nie kupuję tego. W mojej ocenie przebieg trasy i jej uwarunkowania to największa, po czerwcowym terminie niedogodność szczecińskiego maratonu. Nie twierdzę że jest łatwo wyznaczyć trasę w 400-tysięcznym mieście, uwzględniając interesy wszystkich zainteresowanych zakorkowaniem miasta na pół dnia lub dłużej. Być może w Szczecinie ciężko o lepszą trasę, wszak Szczecin płaski jak stół nie jest. Myślę jednak że wspomniany "atut" w postaci trudności to ideologia dorobiona do praktyki, w czasie pierwszej edycji, gdzie uwarunkowania trasy spektakularnie ululały na ostatnich kilometrach sporą grupę biegaczy. Oczywiście nie każdy maraton może być płaski i szybki jak Berlin czy Dębno, ale tutaj, w mojej ocenie stanowczo za dużo było niedogodności. Bardzo duża ilość podbiegów (Lewobrzeże, Prawobrzeże od ok. 34km, ostatni 1km przed metą), otwarte, całkowicie niezacienione, szerokie trakty, gdzie wiatr hulał w najlepsze, zwłaszcza na ok. 12-to kilometrowym odcinku od nawrotki do centrum to nieustanne wianie w twarz. Trzeba to podkreślić, ok 24 km trasy prowadziło wzdłuż głównej wylotówki z miasta, przy ograniczonym ruchu. Generalnie nie mam nic przeciwko takiemu rozwiązaniu, przy czym w tym wypadku, biegnąc wzdłuż rozpędzonych aut nie czułem się do końca bezpiecznie. Zwłaszcza że kierowców-debili mamy tu na pęczki.

Nie jest jednak tak że trasa pozbawiona jest jakichkolwiek zalet, wręcz przeciwnie. Pierwsze 8 km trasy wspaniale podkreśla walory Szczecina, prowadząc przez ścisłe centrum, wzdłuż najważniejszych ulic i obiektów w mieście. Bieg wzdłuż nadodrzańskich bulwarów to także wspaniałe przeżycie. Tam, na wysokości  monumentalnych Wałów Chrobrego, zagrzewała do boju spora grupa kibiców przy akompaniamencie Żeńskiej Orkiestry Dętej "Olimpia". Super sprawa, tam też, kilkaset metrów bliżej, pod trasą zamkową animuszu dodawał zespół  bębniarzy Kukua Djembe.

downtown :)
fot.: Dulny Foto

nadodrzańskie Wały Chrobrego
fot.: Dulny Foto

Absolutnym hitem i strzałem w dziesiątkę było poprowadzenie trasy przez Szczeciński Park Przemysłowy, czyli byłą Stocznię Szczecińską. Wbiegnięcie przez bramę główną, przy metalowych riffach zagrzewającego nas zespołu NIKT 3 to przeżycie bez mała mistyczne. A muszę wspomnieć że tereny stoczni odwiedzałem w swoim życiu wielokrotnie! A jednak przekroczenie tej bramy, bieg pod suwnicami i żurawiami, wzdłuż hal i budynków gdzie tworzyła się historia współczesnego Szczecina, powodował  u mnie ciarki na plecach i zawroty głowy.

Stocznia
fot.: Dulny Foto

Dlaczego nie jestem zwolennikiem tak wymagającej trasy? Wydaje mi się że ściganie się na trasie o bardziej sprzyjającym profilu jest bardziej miarodajne. Po to przygotowuję się do zawodów przez kilka długich miesięcy aby na zawodach uzyskać jak najlepszy czas. Oczywiście znam takich, którzy w Szczecinie uzyskali swoje życiówki, wydaję mi się jednak że ta trasa nie jest optymalna do bicia życiowych rekordów.

Podstawowym pytaniem jest: do kogo adresowane są te zawody? W obecnej formie, myślę że ukierunkowane są przede wszystkim na biegaczy lokalnych i takich, którzy sam start przekładają nad wynik sportowy. Oczywiście mam świadomość że są zawodnicy dla których możliwość zmierzenia się z wymagającą trasą będzie dodatkowym bodźcem motywującym, myślę jednak że pozostają oni w mniejszości. Dla tych którzy przede wszystkim stawiają na swój sportowy rozwój (nie ważne na jakim pułapie czasowym), Maraton Szczeciński w obecnej formie, pierwszym wyborem raczej nie będzie. A wcale tak być nie musi, bo po tym co zobaczyłem w czasie pierwszej edycji z perspektywy kibica i tegorocznej jako zawodnik, jestem przekonany że zarówno  zawody jak i sam Organizator mają potencjał by stworzyć produkt, mieszczący się w ekstraklasie krajowego maratonu! Pytanie tylko czy tego chce i czy widzi potrzebę.

Wracając do pozytywów, tradycyjnie słowa podziękowania kieruję do Wolontariuszy; za Wasz czas, poświęcenie, doping i miłe słowa, zwłaszcza na ostatnich kilometrach gdzie zmęczenie wdawało się we znaki, ale również w biurze zawodów, w strefie masażu, wszędzie gdzie Wasza nieoceniona pomoc umożliwiła nam uczestnictwo w zawodach. Czapki z głów, chylę czoła!

szybko, sprawnie i bardzo przyjemnie
fot.: Dulny Foto

Podziękowania należą się również kibicom. Nie było ich wielu w porównaniu z wielkimi maratonami ale Ci którzy przyszli byli wspaniali. Dziękuję wszystkim którzy nas dopingowali, oklaskiwali, motywowali, proponowali wodę czy lód w kostkach, to jest szalenie istotne. Tym, którzy nie znając nas dopingowali nas po imieniu. Dzieciakom za przybite piątki. Każdemu kto pojawił się na trasie by nam pomóc. Dziękuję także zespołom muzycznym, zagrzewającym nas do walki z dystansem. Dzięki akordeonowemu trio (Srebrzyści Akordeoniści) przy Placu Grunwaldzkim, na moment poczułem się jak na trasie berlińskiego majora. Nie sposób nie wspomnieć o grupie dopingującej w humorystyczny sposób, w rytmach znanych, przearanżowanych utworów w okolicy Kościoła Ewangelickiego. W zeszłym roku też tam byli (odnoszę wrażenie że podobnie jak większość grup muzycznych)! Pamiętam też band FafaRara, bodajże w okolicy Basenu Górniczego. Super sprawa, cieszę się że Organizator dopilnował obecności muzyków, duży plus za to!

Trochę, mimo wszystko ubolewam że w Szczecinie nie było wielkich tłumów wspierających biegaczy. W ogóle odnoszę wrażenie, że w Polsce, poza nielicznymi wyjątkami nie ma zbyt rozwiniętej kultury kibicowania, utożsamiania się mieszkańców ze swoją, cykliczną imprezą. Tym którzy chcą zobaczyć co to znaczy masowe kibicowanie proponuję wyjazd na maraton w Dublinie. Czterdzieści dwa kilometry bez mała nieprzerwanego szpaleru kibiców bo obu stronach trasy. Celowo wspominam o stolicy Irlandii, bo nie trzeba być gigantem serii WMM by zapewnić biegaczom (i kibicom także) wrażeń niezapomnianych. To oczywiście nie jest zarzut, ot taka refleksja, mimochodem.

Dziękuję również fotografom, którzy poświęcili swój czas, a Organizatorowi i Dulny Foto za bezpłatne zapewnienie wysokiej klasy zdjęć z trasy. Kolejny duży plus!

Chcę wspomnieć też o prowadzeniu biegaczy przez Pacemakerów. W tym roku przez pierwsze 10-12 km biegłem za zającem, prowadzącym grupę na 4 godziny. Według mojego zegarka z GPS tempo wynosiło ok 5:24min/km. Nie wiem co działo się później, bo odłączyłem się od tej grupy ale 5:24 to nie jest tempo na 4 godziny, to jest zdecydowanie za szybko! W ubiegłym roku, z relacji znajomych dowiedziałem się o podobnej sytuacji. Mam wiele szacunku do prowadzących grupy, ale wydaje mi się że to jest założenie błędne i skazuje na porażkę tych którzy decydują się pobiec na zającem, zwłaszcza na trasie z ciężką końcówką, gdzie trzeba zachowac siły.

Parę słów na temat mojego startu, nie wiem czy kogoś to obchodzi ale co tam :). Do biegu przystąpiłem nie będąc w szczytowej formie. Chciałem pobiec na 5:20min/km negative split. Do połowy trasy utrzymywałem tempo ok 5:24min/km. Później trochę mnie poniosło i za szybko rozpocząłem atak. W rezultacie na ostatnich kilometrach spuchłem i skończyło się na czasie netto 03:49:54. Ani źle, ani super, jest ok, cieszę się że udało mi się wziąć udział w maratonie w moim mieście, w zeszłym roku nie mogłem i z zazdrością przyglądałem się poczynaniom moich kolegów, teraz udało się pobiec.

fot.: Dulny Foto

Podsumowując, 2. PZU Maraton Szczeciński, to w mojej ocenie, impreza udana, dająca dużo satysfakcji i frajdy a także czerpiąca wiele wzorców z uznanych maratonów. Jednak, z uporem maniaka, raz jeszcze muszę wspomnieć: dla mnie jej letni termin i uwarunkowania trasy stanowią dość dużą niedogodność. Nie wiem jaki kurs obejmie Organizator w kolejnych edycjach, mi osobiście marzy się szybka trasa, na jesień lub wiosnę, w odstępie 3-4 tygodni po lokalnym półmaratonie. W innym wypadku, boję się, że szczecińskie 42k pozostanie w cieniu innych, krajowych maratonów. Jestem jednak dobrej myśli, a jak będzie, to czas pokaże.

fot.: Dulny Foto

ps 1. Gratulacje dla Piotrka i Daniela ze nowe życiówki!

ps. 2 Dziękuję Panu Jarosławowi Dulnemu za udostępnienie zdjęć na potrzeby relacji

ps. 3 Jeżeli chcecie podzielić się swoimi wrażeniami z  biegu (zwłaszcza jeśli macie odmienne zdanie od mojego) to zachęcam Was to pozostawienia pod spodem komentarza

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wrzesień - podsumowanie

XXIV Choszczeńska Dziesiątka

Bank of America Chicago Marathon 2022 - relacja