Posty

Wyświetlam posty z etykietą Muzyka

Zeb Roc Ski "B-boy Funk!"

Obraz
Kilka miesięcy temu, w jednym z wcześniejszych wpisów   wspominałem o tym albumie. Teraz nadszedł czas by przyjrzeć się tej wybitnej, w mojej ocenie pozycji. Gwoli ścisłości: nigdy nie byłem b-boyem. Moją miłością była deskorolka. Kasetę pożyczył mi znajomy tancerz Tomek (pzdr Żyto). To był w 1999 roku, w ostatniej klasie liceum. Odwiedziłem kumpli na treningu, w ucho wpadła mi charakterystyczna, funkująca nuta, wydobywająca się z ghettoblastera trenujących tancerzy. Kilka dni później miałem już tę kasetę (tak kasetę, raz że takie to były czasy, dwa że ta pozycja ukazała się wyłącznie na kasecie) w swoim walkmanie. Pamiętam jak szedłem ulicą mojego miasta a w słuchawkach rozbrzmiewały takie hity J ohnny Pate - You Can't Even Walk In The Park , Badder Than Evil - Hot Wheels (The Chase) czy Curtis Mayfield  z nieśmiertelnym Move On Up . Pamiętam uczucie niesamowitej energii i euforii. Tak jakbym przemierzał ulice NY lub San Francisco dwie dekady wcześniej a nie Szczecina końca lat

Nicea

Obraz
Będąc nastolatkiem uwielbiałem grać w gry komputerowe. Jedną z gier która zrobiła na mnie duże wrażenie była polska gra pt."Tajemnica Statuetki". Gwoli ścisłości, sama gra do najpiękniejszych nie należała. Ale miała to przysłowiowe coś, co na długo zagnieździło się w mojej głowie. To coś to były poskanowane zdjęcia wykonane na Lazurowym Wybrzeżu, głównie w Nicei i Monako. Gra wydana została w 1993 roku. Mniejsza o fabułę, istotne jest to że program ten składał się prawie wyłącznie ze skanów zdjęć. To właśnie te fotografie sprawiły że jako szesnastoletni chłopak zapragnąłem odwiedzić Niceę. Moje dziecięce marzenie udało mi się spełnić przypadkiem i na raty. Dziesięć lat później miałem okazję odwiedzić Monte Carlo. Pracowałem wtedy jako fotograf na tzw.  statku miłości czyli wielkim wycieczkowcu, pływającym z turystami od portu do portu. I akurat Monte Carlo było na trasie rejsu. Będąc na miejscu zdecydowałem że nie pojadę do Nicei. To co prawda tylko 40 min. pociągiem ale mój

FUBAR czyli mądrości życiowe

Kilka dni temu, jadąc samochodem słuchałem RMF Classic. Leciała Maskarada Chaczaturiana. Zauważyłem u siebie niepokojący objaw. Co raz więcej przyjemności przynosi mi słuchanie muzyki klasycznej. Nie chcę wyjść na większego prymitywa niż jestem ale do tej pory, poza kilkoma wyjątkami omijałem ją szerokim łukiem. A teraz siedziałem jak przykuty do fotela. Nie chciałem wyjść z wozu. Ogarnął mnie błogi relaks. Sprawy dnia codziennego przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Mój tata lubi słuchać Eremefkę Classic. I tu zaczyna się draka bo: Dzień kiedy upodobnisz się do swego ojca jest początkiem twej starości. Bez odbioru.

Wall of Sound

Obraz
Tak się jakoś przypadkiem złożyło że w tym roku przypadło 20-lecie tej legendarnej i niezwykle zasłużonej dla muzyki elektronicznej wytwórni. Przypadkiem, bo pomyślałem że chciałbym podzielić się moją fascynacją WoS na blogu i proszę, jest ku temu okazja. Pierwszy raz ze ścianą zderzyłem się w latach 1998/99, w trzeciej klasie liceum. Byłem wtedy na etapie poszukiwania swoich muzycznych fascynacji. Muzyka którą słuchałem dotychczas przestawała mi odpowiadać lub zwyczajnie nie potrafiłem się z nią odnaleźć. Z pomocą przyszedł mi Maciek - nauczyciel angielskiego w moim liceum i DJ zarazem. Podrzucił kilka nagranych kaset magnetofonowych. Dwie składanki (po latach okazało się że były to The First Eleven , T he Second Eleven oraz Back to Mono  pocięte i upchnięte na dwie kasety), drugi album The Wiseguys , The Antidote, a także niezwiązany z wytwórnią The Freestylers z albumem We Work Hard . To było jak dotyk muzycznego absolutu. Muzyka w fascynujący dla mnie sposób łącząca ze sobą m.in