Posty

Wyświetlam posty z etykietą Wychowanie

Torba Nike

Jakieś 10 lat temu zapadł mi w pamięci taki obrazek: ojciec trzyma na jednym ręku śpiącą córkę a przez drugą przełożoną miał treningową torbę, bodajże Nike. Szedł tak powoli w kierunku zachodzącego słońca/parkingu (niepotrzebne skreślić) a ja szedłem za nim i patrzyłem. Ten widok miał w sobie coś niesamowicie magicznego, przynajmniej dla mnie. Nie miałem przy sobie aparatu fotograficznego, pozostał tylko powidok. Ten ojciec to mój kolega ze swoją kilkuletnią wówczas córką. Wracaliśmy razem z basenu. Pomyślałem wtedy, że to musi być niesamowite dla niego uczucie (nieść wtuloną w niego śpiącą córkę, nie torbę). Kilka dni temu wracałem z treningu biegowego z przerzuconą przez ramię treningową torbą... Nike gdy na mojej drodze ukazała się żona ze śpiącą córką w aucie. Niosąc ją z samochodu do domu od razu przypomniała mi się wspomniana historia. W pewnym sensie historia zatoczyła koło. Czułem się w jakimś malutkim lecz ważnym dla siebie fragmencie spełniony. Ot takie rzeczy kłębią mi się c...

Rowerek

Wczoraj kupiłem córce rower. Nie biegowy, nie trójkołowy (takie już ma). Taki prawdziwy , dwukołowy rower. Nie obyło się bez szczypty mistycyzmu. Jak byłem mały mój ojciec i dziadek zadawali sobie niemały trud aby kupić mi np. konia na biegunach czy kolejkę PIKO. Ja też sobie zadałem trud. Znalazłem ładny, używany rower przez internet, pojechałem po niego do podszczecińskiej miejscowości, na miejscu ubiłem targu. Fakt, mogłem pójść na łatwiznę i kupić nowy w sklepie. Ale zwyciężyły względy ekonomiczne. Wracając do domu z rowerem czułem się nieco dziwnie. Ja, ojciec kupuję dziecku gdzieś za miastem rower. Rower jak zegarek komunijny, bez mała święta rzecz. W takich się czasach wychowałem, tak mam zakodowane. Ja ojciec. To specyficzne jest uczucie, bo z jednej strony dumny ojciec kupuje dziecku prawdziwy rower a z drugiej sam sobie od czasu do czasu lubi popykać w Counterstrike`a , stare przygodówki Lucas Arts albo poczytać Kajka i Kokosza . Tego samego Kajka co prawie 30 lat temu po ra...

Niedziela

Obraz
Dziś rano pobiegłem 25 km. Spokojne wybieganie, zgodnie z planem. Trwało niespełna dwie i pół godziny. A po południu zabraliśmy z żoną córkę na łyżwy. Na godzinkę. A w sumie to na pół godzinki, bo pozostałe pół to walka o miejsce w kolejce do kasy, z  blokującymi się klamrami w łyżwach, z dzieckiem które nie może zrozumieć, że fioletowy, paskudny piesek na baterie, który dostało od babci i który wiecznie się psuje nie będzie jeździć z nami na łyżwach. A na koniec klasyka gatunku czyli tzw zj*bka dla ojca za wprowadzanie nerwowej atmosfery :) Jak myślicie, która aktywność zmęczyła mnie bardziej? ps. Pomimo poniesionych dużych nakładów energetycznych warto było. Uśmiech na twarzach żony i córki - bezcenne. Dawno nie wychodziliśmy na świeże powietrze wszyscy razem. Pozdrawiam wszystkie aktywne mamuśki i tatuśki :)