Posty

Wyświetlam posty z etykietą Kontuzje

Maj - podsumowanie

Obraz
Marzec miesiącem pożegnań z zimowymi ubraniami?? Buhahaha, jeszcze z początkiem maja musiałem ubierać na siebie skorupy :) Ale mniejsza z tym, wiosna w pełni a z nią przyszedł naprawdę mocny miesiąc biegowy! I to mnie niezmiernie cieszy, serio, czekałem na taki miesiąc ponad 5 lat!. W maju przebiegłem 167km, co stanowi największy miesięczny kilometraż od marca 2016. Oczywiście kilometraż nie stanowi celu samego w sobie i nie na tym się skupiam ale umówmy się że biegamy po to żeby biegać a nie żeby.. nie biegać. I dlatego cieszy mnie możliwość biegania regularnie, dłużej i szybciej. Maj przyniósł rekordowe, jak na teraźniejszy okres, wycieczki biegowe: kolejno 16.5km oraz 18km. Ostatni raz biegałem przynajmniej tyle w lipcu 2016. To mnie niezmiernie cieszy i nakręca do dalszej pracy. Bałem się jak lewe kolano zniesie te dystanse ale wygląda na to że znosi je bardzo dobrze. Prawe nic sobie z tego nie robi, lewe - odczuwam że jest ono ciut słabsze ale regeneracja wygląda poprawnie a i w s

Mój biegowy zestaw ćwiczeń wzmacniających

Bez tarzania się po dywanie nie ma biegania. Przynajmniej dla mnie. Dlatego też, poniżej, zestawiłem najczęściej wykonywane przeze mnie ćwiczenia wzmacniające. Wszystkie ćwiczenia z listy podstawowej można wykonać bez dodatkowego sprzętu (ćwiczenie nr 5 posiada alternatywę bez użycia taśmy fitness). Wystarczy kwadrans i odrobina chęci.  1. Wspinanie na palcach (łydki)  1 x 80-100* powtórzeń - stojąc na bosaka wspinam się na palcach i opuszczam. Ćwiczenie wzmacniające mięśnie łydek. 2. Półprzysiad na jednej nodze  1x30 na każdą nogę - stojąc na bosaka wykonuję półprzysiad na jednej nodze, koncentrując się na kierowaniu kolana do środkowego palca stopy i "przysiadaniu" na tyłku. Pełny wyprost kolana plus pilnowanie aby kolano "nie uciekało" do środka. Przysiad nie jest głęboki, mniej więcej do momentu zrównania się kolana z palcami stopy. Ćwiczenie wzmacniające mięsień czworogłowy uda. Ćwiczenia alternatywne/dodatkowe : siad na wyprostowanych nogach, pod jednym udem

Słoń w składzie porcelany, czyli okiem "biegacza po przejściach" na zagadnienie kontuzji w bieganiu

   Mój blog, pomimo że jest otwarty dla Czytelników, stanowi przede wszystkim swoisty dzienniczek biegowy, który tworzę na własne biegowe potrzeby. Nie reklamuję go nadmiernie, nie hasztaguję, nie zwracam uwagi na pozycjonowanie go w wyszukiwarkach. Nie mam do zaoferowania ani zbyt wielu relacji z ciekawych biegowych podróży, nie jestem też  biegowym autorytetem. Mam jednak za sobą prawie pięcioletnią podróż przez krainę zwaną przewlekła kontuzja i chciałbym w tym wpisie zebrać, może nie całość, ale jakieś meritum moich doświadczeń i przemyśleń. Być może komuś kto mierzy(ł) się z podobnymi problemami ten wpis w jakiś sposób wyda się pomocny. A dla mnie będzie stanowić pewnego rodzaju katharsis . Moja kontuzja nie była zbyt poważna. Nie zerwałem wiązadeł, ścięgna Achillesa, nie połamałem kości. Nie zmagałem się z żadnym skomplikowanym schorzeniem. Po prostu wytarłem sobie chrząstki w kolanach. Chonodromalacja, lateralizacja rzepki. Tylko tyle. I prawie 5 lat w plecy. Historia wygląda mn

Styczeń - podsumowanie

Obraz
Za mną pierwszy biegowy miesiąc w roku. Nabiegałem bądź namarszobiegałem łącznie 90km. Na dziś mam przebiegnięte ponad 8 z 10 tygodni programu Jerzego Skarżyńskiego na 60 minut. Pierwsze 3 tygi były marszobiegowe, od czwartego jest jedna, trzyminutowa przerwa na bieg po środku lub około po środku całkowitej aktywności. Tempo OWB - ok. 5.40-5.50 min./km. W sumie to bez znaczenia. Większość biegów jest wolna, dużo w tym truchtu, mało pośpiechu bo nie o to, na tym etapie, w tym wszystkim chodzi. Kolana czasem się odezwą. Przeważnie lewe ale od 2 treningów prawe też się przypomina o sobie. Nie są to jakieś duże dolegliwości więc na razie nie reaguję. Trzymam się tego co napisałem w poprzednim wpisie, a propos mechaniki kolan po USG. Regeneracja po biegu dość dobra, kolana wtedy nie odzywają się albo wcale lub prawie wcale (prawe) albo, mam wrażenie co raz mniej (lewe). Waga 81 kg (cel 77) GR+GS in progress. Lecimy dalej.

Breakthrough :)

Ostatnio, przeglądając wpisy na portalu Bieganie.pl, rzuciło mi się w oczy takie hasło:  sukces najczęściej czeka na nas pięć sekund po tym, jak podejmujemy decyzję, żeby zrezygnować. Nie chciałbym brzmieć zbyt górnolotnie ale dziś podzielę się dobrą nowiną. Kilka dni temu musiałem odwiedzić ortopedę - miałem w ubiegłe lato mały wypadek motocyklowy i uszkodziłem lekko bark. Przy okazji wizyty po-rehabilitacyjnej, poprosiłem o USG kolana, z którym się borykam od dłuższego czasu. Lekarz przyłożył sondę do kolana pojeździł w tę i nazad, po czym stwierdził: - no, powiem szczerze nie spodziewałem się takiego progresu - ? - wie pan jak to jest z biegaczami, przychodzą kontuzjowani, zalecam im rehab lub ćwiczenia w domu, każdy kiwa głową że zrobi a potem g..o robią. U pana jest super progres. - ?? - mechanicznie kolano wygląda super. Rzepka idealnie siedzi w osi. Niech pan spojrzy na zdjęcie tutaj i porówna je ze zdjęciem sprzed 2 lat. Drugie kolano tak samo super.  - a czy widać jakiś postęp

Dziś mija rok regularnego biegania po kontuzji - podsumowanie

Obraz
Dziś jest pierwsza rocznica mojego regularnego biegania, rozpoczętego po przerwie sięgającej lipca 2016 roku, kiedy to musiałem zawiesić mą fantastyczną karierę biegacza-amatora ;). Czas więc na małe podsumowanie. Równo rok temu przebiegłem pięciokilometrowy odcinek, który opisałem w swoim kapowniku na Endomondo jako pierwszy bieg od niespełna 3 lat bez żadnego bólu w kolanie. Od tamtej pory przebiegłem łącznie 832 km. Czy to dużo? Nie. To bardzo mało. Chociaż, czekaj, wróć. Dla mnie to mało i dużo zarazem. Nie nasyciłem się tym bieganiem przez ostatni rok, fakt. Ale to i tak więcej niż przez te poprzednie 3 lata, łącznie. Do tej pory, w cyklu 12 miesięcznym najwięcej przebiegłem 2157 km (01.07.2015-30.06.2016) ale w jednym roku kalendarzowym mój licznik stanął na 1762 km (2015). Czyli wspomniane 832 km stanowi ok. 38% mojego najmocniejszego, 365-dniowego okresu. Prawie 40%. To wbrew pozorom wcale nie jest zły wynik. Odrobinę lepiej wypada w porównaniu roku kalendarzowego, poprzedni ro

Marzec - podsumowanie

Obraz
Marzec to pierwszy miesiąc ogólnopolskiej kwarantanny związanej z pandemią wirusa Covid-19.    W tym czasie udało mi się nabiegać 51 km. Czyli tyle co w styczniu. "Graniówka" Królewskiej Ścieżki w Puszczy Bukowej. Chciałoby się więcej, zwłaszcza że w momencie pisania tego posta, rząd wprowadził kolejne obostrzenia związane z pandemią. Może zaraz zostanie mi tylko bieganie na balkonie... Przynajmniej na jakiś czas. Okej do rzeczy: marzec to przede wszystkim krótkie dystanse po kolejnej, kilkutygodniowej, przerwie. Praktycznie cały luty i prawie pół marca byłem wyłączony z powodu bólu lewego kolana i mięśni piszczelowych przednich obu goleni. Dystanse marcowe od 4 do 11 km. Tak po prawdzie nie powinienem był biec aż 11 kilometrów w ostatnim wybieganiu ale raz że obostrzenia wisiały w powietrzu, dwa że... zgubiłem się w lesie :). Planowo miało być 7-8 km, 11km to na dziś dzień za dużo dla mnie. Za to miałem frajdę jakbym pierwszy raz w życiu taki dystans przebiegł :) Tempo powol

Styczeń, luty - kilka słów

W styczniu i lutym (przede wszystkim jednak w styczniu) przebiegłem łącznie ok. 70 km. Przez większość czasu walczę z powracającym bólem kolan i mięśni piszczelowych przednich. Rozciągam mięśnie, roluję się i wzmacniam. Pisząc te słowa mamy drugą połowę marca. Już biegam po kilkutygodniowej przerwie. I co? Kolano dokucza. Lewe. Czyli to które nie dokuczało na początku problemów. Pozytyw tej sytuacji? W mojej ocenie taki że skoro prawe kolano nie dokucza a ono było pierwszym którego nie mogłem doprowadzić do ładu przez prawie trzy lata to może za kolejne prawie trzy lata doprowadzę do ładu lewe :) No może szybciej, wszak nie odezwało się po raz pierwszy teraz. Piszczele póki co ok. Rozprawiłem się z nimi metodą opisaną w książce "Gotowy do biegu" (Kelly Starrett). 

Bieganie przez śródstopie - jak przejść z pięty i dlaczego nie rozwiąże to (wszystkich) Twoich problemów

Od kilku miesięcy biegam przez śródstopie. Przejście z tzw. "pięty" okazało się prostsze niż mogłoby się wydawać. Postanowiłem więc podzielić się moją receptą na sukces . Powodem dla którego zdecydowałem się na zmianę techniki biegu są powracające problemy z kolanami. Przez ostatnie kilka lat próbuję tzw. "wszystkiego" aby móc cieszyć się bezkontuzyjnym bieganiem. To "wszystko" to temat na osobne wpisy, kilka z resztą o tym ostatnimi miesiącami popełniłem. W tym wpisie skupię się na opisaniu mojego procesu zmiany techniki biegania. Pragnę  jednak zaznaczyć wyraźnie że jest to wyłącznie opis moich doświadczeń i niekoniecznie będzie on dobry dla Ciebie. Nie jestem trenerem, fizjoterapeutą, itp, itd. Resztę dupochronu zapewne znasz. Żyjemy w takich czasach że bez dupochronu ani rusz. Aby uczytelnić opis mojego procesu zmiany techniki biegu, wpis podzieliłem na poszczególne kroki: Krok 1. Ląduję w osi wertykalnej swojego ciała. Tajemnica rozwiązana. Podstaw

Kilka spostrzeżeń na temat biegania w kontekście kontuzji czyli dlaczego czuję się jak z porcelany

Obraz
Odkąd zacząłem biegać, całe moje bieganie można sprowadzić do jednej konkluzji: niekończące się pasmo kontuzji. Tym wpisem postanowiłem się nieco temu zjawisku przyjrzeć. Biegam z przerwami od 2009 roku. Ot standardowa historia: zacząłem biegać dla formy, począwszy od marszobiegów, przez 5 km, potem dycha, półmaraton, w końcu maraton. Większość z nas przechodzi pewnie podobną drogę. Jedni na tym przestają inni biegną dalej. Ja do tej pory nabiegałem ok 7500 km. Zapytacie: jak to? W 11 lat tylko tyle? Ano tak. Ostatni maraton w 2016 roku. Potem prawie 3 lata walki z chondromalacją rzepki. Nie chce mi się już nawet o tym pisać. Do wyrzygania, chondromolacja - sracja, bleee. Może to już jest hipochondria? Nie znam nikogo z moich biegowych znajomych którzy mieli tyle przerw co ja. Autentycznie. Pytam ich: co robicie żeby zapobiec temu? A oni mi mówią że nie robią nic albo prawie nic. Hehe bardzo k...a śmieszne. Ale potem okazuje się że diabeł tkwi w szczegółach. Roman nie robi nic oprócz c

Sierpień - (nie)biegowe podsumowanie

Obraz
W sierpniu przebiegłem 23 km. Tak mały kilometraż wynika z faktu że był to miesiąc obfity w piesze górskie aktywności.  Siłą rzeczy siadło tempo i dystans pojedynczych treningów w stosunku do lipca. Raptem 4 treningi, kilometraż od 5 do 7km. Tempo OWB 1 ciut szybciej niż 6 min/km. Pozytywy: nie bolą kolana. Chwilowo przynajmniej, bo mam przeczucie że to jeszcze nie koniec walki. Z początkiem miesiąca czułem dyskomfort nawet na krótkich trasach trekkingowych. Później jak ręką odjął. W sierpniu nie rehabilitowałem się i nie ćwiczyłem siły w domu. Mam wrażenie że moje ciało po prostu potrzebowało dłuższej regeneracji. Zobaczymy co dalej. Z okołogórskich aktywności: udało mi się odwiedzić Adrspach i Teplickie Skały po czeskiej stronie Gór Stołowych. Tradycyjnie Tatry - udało mi się m.in. wejść na Kościelec i pokręcić nieco po szlakach których do tej pory nie odwiedziłem (m.in. Kopieniec Wielki, okolice Waksmundzkiej Doliny, odcinek grani Liliowe - Świnicka Przełęcz).  W drugiej połowie sie

Maj - podsumowanie i kilka pourazowych refleksji

W maju przebiegłem 46 kilometrów. Jest to mój drugi biegowy miesiąc od momentu gdy dostałem od fizjoterapeuty zielone światło. Maj nie różni się zbytnio o poprzedniego miesiąca pod względem wyników. Dystanse 5-6.70 km. Tempo OWB - ok. 6:00-6:15 km/min.  Mały kilometraż wynika z faktu że miałem przerwę od biegania w postaci obozu wspinaczkowego. Rehab cały czas w toku. Praca przede wszystkim nad siłą mięśniową i głębokim czuciem. Z uczuciem dyskomfortu jest różnie, czas coś doskwiera, czasem nie. W maju miałem poczucie że z każdym biegiem jakbym ciut więcej czuł dyskomfortu w kolanach a dziś pisząc te słowa (11.06.2019) czuję się mocniejszy, stabilniejszy i pojawiają się biegi które nie niosą żadnego dyskomfortu. Być może dobry wpływ miała na to przymusowa przerwa - w połowie miesiąca wypadły mi 3 treningi pod rząd. Zauważyłem też brak  problemów z kolanami w życiu pozabiegowym co bardzo mnie cieszy i chyba dobrze rzutuje na przyszłość.

Kwiecień - podsumowanie

W kwietniu przebiegłem 50 kilometrów. Jest to mój pierwszy pełny biegowy miesiąc od marca 2017! Cały czas rehabilituję kolana i cały czas czuję się jakbym był z porcelany. Znam to uczucie z poprzednich przerw biegowych, spowodowanych urazami. Mam ogromną nadzieję że będę mógł utrzymać regularność biegu i stopniowo zwiększać dystans. Fizjoman dał mi zielone światło, wręcz nakaz biegania na krótkich dystansach z tendencją do zwiększania dystansu. Ból jeszcze potrafi mi towarzyszyć (wg f-mana to na tym etapie dopuszczalne) więc zwiększam obciążenia bardzo asekuracyjnie. Przyplątała się też gęsia stopka  i odzywają się piszczele. Kładę spory nacisk na gimnastykę: siłową i rozciągającą, czyli słynne GS+GR wg JS :) Dystanse 4-7 km. Tempo OWB -6:03-6:30km/min. Prawie 3 lata niebiegania. Czuję się jakbym wybudził się z jakiejś hibernacji, jakby mnie ze smyczy spuszczono... Co ciekawe, kiedyś zrobiłem sobie podobnej długości przerwę, między listopadem 2011 a sierpniem 2014 bo nie miałem zajawki

New Hope

Help me Obi Wan Kenobi. You`re my only hope... Prawie trzy lata walki z chondromalacją rzepki. Godziny spędzone na wizytach u fizjoterapeuty i ćwiczeniach w domowym zaciszu. Rezonans elektromagnetyczny, ileś tam wizyt u ortopedy. I kur...a nic. Albo prawie nic. Progres jaki poczyniłem do tej pory nie pozwalał mi na podjęcie regularnych treningów biegowych.  Raz było lepiej, raz gorzej ale ból nie ustępował na tyle aby  móc wznowić bieganie. W związku z tym, kilka tygodni temu podjąłem decyzję o zastrzyku z kwasu hialuronowego. Nie chciałem ale nie widziałem już innych opcji. Fizjoterapeuta też. Poszedłem więc na zabieg. Zabieg poprzedzało kontrolne USG. Po 5 minutach oględzin słyszę od lekarza:  - lewa kolano super, doprowadził je Pan podręcznikowo. Ale prawe dalej leży. Pana mięśnie nie są gotowe. Zastrzyk nic nie da. I prawdopodobnie nie będzie potrzebny. Ucieszyłem się w duchu. Lewe kolano, wygląda ok. Ufff. Ale to prawe jest w czarnej dupie.  To ono przede wszystkim boli. Myślałem

Chondromalacja rzepki

Ostatnimi czasy moja aktywność blogowa przypomina nieco drogę Pielgrzyma Świętokrzyskiego.  Kto nie zna legendy, odsyłam do VII księgi przygód Tytusa, Romka i A`Tomka. Albo do...Google`a. Podobnie się rzecz ma z rekonwalescencją mojego kolana - postępy w rehabilitacji małe i końca nie widać. W kilku słowach: przypałętała mi się kontuzja kolana, półtora roku temu. Klasyka gatunku, pobiegłem 2 maratony w krótkim odstępie czasu, i o ile do pierwszego z nich byłem przygotowany solidnie (Dębno, życiówka) to do drugiego (Szczecin) już niestety nie. Nie wynikało to z lenistwa, po prostu nie miałem możliwości, ile mogłem tyle wybiegałem. No i po Szczecinie, już z nadwyrężonym kolanem, wpadłem na pomysł że jeszcze pobiegnę w Poznaniu. Koledzy biegają co raz szybciej, no przecież nie mogę zostać w tyle. Kolano krzyczało stop, ale co tam, 4-5 treningów w tygodniu na pewno nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie trzeba je rozbiegać. Do Poznania oczywiście nie pojechałem. Kur@#a, ile to już razy dałem się

Marzec - podsumowanie

W marcu przebiegłem 63 kilometry. Nie żeby było się czym chwalić ale to mój pierwszy pełny miesiąc z bieganiem od wakacji zeszłego roku. Co chyba dobrze rokuje na przyszłość. Wszystkie treningi z młodszą córką w wózku. Takie truchtanie, powolny powrót do jakiejkolwiek formy. Kolano z którym miałem problem od wakacji ubiegłego roku chyba jest już ok. Mam taką nadzieję. Dystanse 5-8.5 km. Tempo OWB -5:45-5:30km/min. Czyli niezbyt długo i raczej wolno. Edit 06.11.2017 W kwietniu pobiegłem jeszcze 30km i odpuściłem. Nie było z kolanem lepiej, przygotowania do Maratonu Warszawskiego poszły w las. Dzisiaj, pisząc te słowa dalej się bujam z kolanem.

Zamiast miesięcznego podsumowania

Ostatnimi czasy nieco odciąłem się od blogowej aktywności. Przez ostatnie 4 miesiące udało mi się sklecić raptem jeden wpis. Ale niejako własnie się kończy się sezon (i za chwilę zacznie nowy), więc czas na podsumowanie. Przez ostatnie 3 miesiące nie biegłem ani razu. Ostatni trening zrobiłem z końcem lipca. Od tamtego czasu zmagam się z kontuzją kolana - pamiątką ze szczecińskiego maratonu. I tak, wraz z przymusowym odpoczynkiem od treningów, odechciało mi się na jakiś czas blogowej aktywności.  Niecierpliwie czekam na zielone światło od fizjoterapeuty i start z treningami. Zdążyłem przez ten czas przytyć (słodycze + cola, mniam) i choć nie wiem ile, bo wagę omijam szerokim łukiem to nie da się zaprzeczyć że to co w pocie czoła wypracowałem przez zimę i wiosnę, zdążyło się już dawno ulotnić. Ani latem, ani na jesień nie startowałem w żadnych zawodach.  Mam więc duży niedosyt ale zrobiłem w zasadzie ile mogłem. Tak czasem jest, że nie da się po prostu pewnych rzeczy przeskoczyć. Ale ni