Słoń w składzie porcelany, czyli okiem "biegacza po przejściach" na zagadnienie kontuzji w bieganiu
Mój blog, pomimo że jest otwarty dla Czytelników, stanowi przede wszystkim swoisty dzienniczek biegowy, który tworzę na własne biegowe potrzeby. Nie reklamuję go nadmiernie, nie hasztaguję, nie zwracam uwagi na pozycjonowanie go w wyszukiwarkach. Nie mam do zaoferowania ani zbyt wielu relacji z ciekawych biegowych podróży, nie jestem też biegowym autorytetem. Mam jednak za sobą prawie pięcioletnią podróż przez krainę zwaną przewlekła kontuzja i chciałbym w tym wpisie zebrać, może nie całość, ale jakieś meritum moich doświadczeń i przemyśleń. Być może komuś kto mierzy(ł) się z podobnymi problemami ten wpis w jakiś sposób wyda się pomocny. A dla mnie będzie stanowić pewnego rodzaju katharsis . Moja kontuzja nie była zbyt poważna. Nie zerwałem wiązadeł, ścięgna Achillesa, nie połamałem kości. Nie zmagałem się z żadnym skomplikowanym schorzeniem. Po prostu wytarłem sobie chrząstki w kolanach. Chonodromalacja, lateralizacja rzepki. Tylko tyle. I prawie 5 lat w plecy. Historia wygląda mn