Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2015

Styczeń - podsumowanie

W kończącym się już miesiącu przebiegłem łącznie 251 km wg planu <4h Jerzego Skarżyńskiego.  Koniec orki! Zaorałem co do kilometra. Biegi z zakresu 12-25 km. Pod koniec miesiąca zaczął się dla mnie okres siewu . Pożegnałem się z krosami pasywnymi i aktywnymi (aktywne dały mi w kość żegnam się z nimi bez żalu :) ). Doszły biegi  w zakresie WB2 oraz siła biegowa. Zaczynam też odczuwać w nogach kilometraż. Regularnie wspomagam się piłeczką "jeżykiem" - szczególną uwagę przykładam rozmasowywaniu mięśni piszczelowych oraz rozcięgna podeszwowego.  Od rozpoczęcia realizacji programu z początkiem listopada łącznie przebiegłem 589 km. Jestem dokładnie w połowie swojego cyklu treningowego przed Orlen Warsaw Marathon 2015. A więc jazda!

Niedziela

Obraz
Dziś rano pobiegłem 25 km. Spokojne wybieganie, zgodnie z planem. Trwało niespełna dwie i pół godziny. A po południu zabraliśmy z żoną córkę na łyżwy. Na godzinkę. A w sumie to na pół godzinki, bo pozostałe pół to walka o miejsce w kolejce do kasy, z  blokującymi się klamrami w łyżwach, z dzieckiem które nie może zrozumieć, że fioletowy, paskudny piesek na baterie, który dostało od babci i który wiecznie się psuje nie będzie jeździć z nami na łyżwach. A na koniec klasyka gatunku czyli tzw zj*bka dla ojca za wprowadzanie nerwowej atmosfery :) Jak myślicie, która aktywność zmęczyła mnie bardziej? ps. Pomimo poniesionych dużych nakładów energetycznych warto było. Uśmiech na twarzach żony i córki - bezcenne. Dawno nie wychodziliśmy na świeże powietrze wszyscy razem. Pozdrawiam wszystkie aktywne mamuśki i tatuśki :)

Książka która ratuje życie

W sumie to nawet dwie. Dwie książki które ratują życie. Prawdopodobnie uratowały wiele istnień. Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu zalicza twardy reset. Na skutek pewnych okoliczności (np, rozwód, problemy zawodowe, etc) wali się mozolnie budowany model funkcjonowania, grunt pod nogami momentalnie znika. Nadchodzi czas generalnego remanentu  i przewartościowania swego dotychczasowego postrzegania czegokolwiek. Burdel w głowie i poczucie chaosu sięga zenitu. Pod dywan nic już więcej się nie da zamieść . Chcąc nie chcąc przychodzi czas kiedy musimy stanąć twarzą w twarz ze swymi lękami. Byle nie z gołymi rękami. Czemu w ogóle o tym piszę? Myślę że nie z potrzeby emocjonalnego ekshibicjonizmu. Po prostu też kiedyś musiałem coś przewartościować i przepracować. Miałem szczęście że spotkałem na swojej drodze dwóch wyjątkowych ludzi którzy mi pomogli. I mam teraz potrzebę by  podać dalej,  tym którzy być może gdzieś pobłądzili i być może takiego szczęścia mieć nie będą. ...