Szybka Dycha Pyrzyce

Za mną drugi z trzech jesiennych startów na 10km. Po wrześniowej Choszczeńskiej Dziesiątce przyszedł czas na Szybką Dychę w Pyrzycach! 

fot. materiały Organizatora

Rozkręciłem się ostatnio jeżeli chodzi o startowanie w zawodach! Pyrzyckie zawody stanowiły mój 5 start w tym roku a muszę podkreślić że pierwszy miał miejsce dopiero pod koniec czerwca. Ogólnie rzadko się ścigam, w pewnym sensie nadrabiam niewybiegane lata :) 

Celem na ten bieg była próba połamania PB sprzed miesiąca. W Choszcznie nabiegałem 42:52 i teraz chciałem ten wynik poprawić, wprowadzając małą korektę w strategii biegu względem ostatniego startu. Wtedy, w mojej opinii zacząłem ciut za szybko, co mogło skutkować kolką na ostatnim kilometrze. Do takich wniosków doszedłem na mecie Choszczeńskiej Dziesiątki. Teraz postanowiłem pobiec w tym samym tempie pierwsze 5km czyli ok 22 minut, z tą różnicą że pierwsze kilometry miały być najwolniejsze aby dać organizmowi więcej czasu na wejście na obroty. W Choszcznie z kolei 2 pierwsze kilometry były bardzo szybkie, potem było zdecydowanie wolniej aby po połowie właśnie przyśpieszyć tradycyjnym negativem.

Jak pomyślałem tak zrobiłem: pierwsze 2 kilometry pobiegłem w tempie ok: 4:26 i rozkręcałem się z każdym kolejnym. Od początku jednak biegło mi się ciężko. Czułem się trochę sztywny, pewnie z uwagi na drobne dolegliwości z prawym Achillesem i lewym stawem skokowym, co skutkowało przebiegnięciem całej trasy z pięty. Tak się w sumie samoistnie złożyło, nie korygowałem tego w biegu. Dodatkowo, profil trasy i dość mocny wiatr przeszkadzały mi. Niemniej, pierwsze 5 kilo zrobiłem w 21:57 (21:54 Choszczno), o czym w sumie dowiedziałem się dopiero analizując wyniki bo zwyczajnie przegapiłem ten piąty kilometr :) Druga połówka już szybsza. Do 9 kilometra biegło mi się nieźle, na 10 pojawiła się kolka. Czyżby moja teoria i strategia wzięły w łeb? Dobra rozgrzewka, stopniowe zwiększanie obciążeń i znowu to samo. Ostatnie 250 metrów ostrej walki o każdą sekundę i wpadam na metę z czasem 42:57 czyli... o 5 sekund wolniej niż w Choszcznie. Zawód? Może niewielki ale raz że jest to dla mnie nowe doświadczenie a dwa, myślę że to bardziej wartościowy wynik niż moje PB. Trudniejsza IMHO trasa z mocnym podbiegiem, ostrą zawrotką i długimi odkrytymi fragmentami gdzie mocno wiało. I to wszystko razy dwa, bo trasę stanowiły dwie bliźniacze pętle. Trochę wprowadza w błąd nazwa imprezy :)


Reasumując: jestem bardzo zadowolony. Zabrakło wisienki w postaci PB ale to nie jest chyba najważniejsze. Przed biegiem nie czułem się specjalnie mocny, dokuczał mi lekko Achilles (pamiątka z Choszczna), potem nadwyrężyłem kostkę, doszła 10-dniowa przerwa aby odciążyć Achillesa i szczerze mówiąc jechałem do Pyrzyc pełen obaw. 

Tradycyjnie dziękuję Organizatorom za  przygotowanie bardzo fajnej imprezy (grochóweczka, mniam :) a także Fotografom, Wolontariuszom i Kibicom. Kłaniam się Wam w pas!

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wrzesień - podsumowanie

XXIV Choszczeńska Dziesiątka

Bank of America Chicago Marathon 2022 - relacja