Styczeń - podsumowanie
Za mną pierwszy miesiąc roku! Juppi! Lekko nie było. Dość powiedzieć że to najbardziej obfity objętościowo miesiąc od lat! W styczniu licznik stanął na 184 km. Malkontenci powiedzieliby: pff, to nawet nie jest 200 kilo... No tak, to nie są jakieś super duże przebiegi ale te stare kości i tak już nieźle trzeszczą. Niby w przenośni ale w styczniu odezwały mi się kolana (a już głośno się chwaliłem ze jest dobrze), a od zeszłego roku ciągnie się za mną rozcięgno lewe, piszczel prawy, hahaha no cały pakiet. Jak to mówi mój sąsiad: numeru pesel nie oszukasz. Pesel peselem ale tutaj myślę że poświąteczny overloading zrobił swoje. Waga poszła 2-3 kilo w górę od jesieni, niby to taki balast easy come easy go, niemniej musiałem to tachać ze sobą. Na szczęście powoli znika. Co do tygodniowych/miesięcznych objętości to jeszcze takie małe spostrzeżenie: mam takie wrażenie że powoli zaczyna się odchodzić o tradycyjnego maratońskiego "nawijania kilometrów" w maratońskich planach dla amatoró...