Posty

Listopad - podsumowanie

Listopad to pierwszy miesiąc po kolejnej (sic!) wielomiesięcznej przerwie. Niekończąca się opowieść o niekończącej się kontuzji trwa. Mam nadzieję że nie w najlepsze i że rychły jest jej koniec. Listopad to po październiku dalszy okres wzmożonych ćwiczeń wzmacniających i rozciągających na obie nogi. Cel nr 1 - pozbyć się bólu w kolanie a raczej spowodować aby nie nasilał się i noga mogła się regenerować po treningu biegowym. Zacząłem lekkie przebieżki - co wygenerowało cele nr 2 i 3: pozbyć się starych znajomych w postaci stanów zapalnych shin splints (głównie lewa piszczel) i rozcięgna podeszwowego (tylko prawa stopa). Uśpione problemy aktywowały się z rozpoczęciem przebieżek w zasadzie już po kilku wyjściach do lasu. Dystanse: od 20min truchtu (niecałe 2.5km) stopniowo do 5 km. Łącznie: 8 treningów, 29km. Pisząc te słowa (25.11.2020) mam wrażenie że jest nieźle z kolanami. Lewe kolano jest jakby lekko napięte wokół rzepki i po ok. 3km biegu (początkowo w okolicach 2km) zaczyna pojawi

Pół roku później...

Na początku kwietnia pobiegłem ostatnią, testową piątkę. Od tamtej pory nie biegałem. Cały czas problem z lewym kolanem.  Jak to się ma do poprzedniego wpisu? No tak sobie. Trudno jest zachować motywację. W marcu i kwietniu Covid wywrócił wszystko do góry nogami - na rehabilitację brak było więc szans poza tym, umówmy się to pierdoła a w tamtym zwariowanym okresie były ważniejsze potrzeby (np. bardziej chorych którzy nie mieli dostępu do fizjo). Przez jakiś czas działałem więc sam ćwiczeniami. Ale efektu nie było, wręcz czułem że jest gorzej. Po poluzowaniu obostrzeń wybrałem się do fizjo, podjąłem kolejne ćwiczenia ale efektów wciąż brakowało. Odpuściłem. Ile można... Oczywiście z tyłu głowy siedziało że trzeba coś z tym zrobić. Potrzebowałem chyba chwili żeby uporządkować to wszystko sobie w głowie. Pełna historia tutaj: grudzień 2019 - wyraźny dyskomfort w kolanie lewym, zejście z obciążeń treningowych i obserwacja styczeń - marzec 2020 - niewielkie obciążenia biegowe z obserwacją p

Dziś mija rok regularnego biegania po kontuzji - podsumowanie

Obraz
Dziś jest pierwsza rocznica mojego regularnego biegania, rozpoczętego po przerwie sięgającej lipca 2016 roku, kiedy to musiałem zawiesić mą fantastyczną karierę biegacza-amatora ;). Czas więc na małe podsumowanie. Równo rok temu przebiegłem pięciokilometrowy odcinek, który opisałem w swoim kapowniku na Endomondo jako pierwszy bieg od niespełna 3 lat bez żadnego bólu w kolanie. Od tamtej pory przebiegłem łącznie 832 km. Czy to dużo? Nie. To bardzo mało. Chociaż, czekaj, wróć. Dla mnie to mało i dużo zarazem. Nie nasyciłem się tym bieganiem przez ostatni rok, fakt. Ale to i tak więcej niż przez te poprzednie 3 lata, łącznie. Do tej pory, w cyklu 12 miesięcznym najwięcej przebiegłem 2157 km (01.07.2015-30.06.2016) ale w jednym roku kalendarzowym mój licznik stanął na 1762 km (2015). Czyli wspomniane 832 km stanowi ok. 38% mojego najmocniejszego, 365-dniowego okresu. Prawie 40%. To wbrew pozorom wcale nie jest zły wynik. Odrobinę lepiej wypada w porównaniu roku kalendarzowego, poprzedni ro

Marzec - podsumowanie

Obraz
Marzec to pierwszy miesiąc ogólnopolskiej kwarantanny związanej z pandemią wirusa Covid-19.    W tym czasie udało mi się nabiegać 51 km. Czyli tyle co w styczniu. "Graniówka" Królewskiej Ścieżki w Puszczy Bukowej. Chciałoby się więcej, zwłaszcza że w momencie pisania tego posta, rząd wprowadził kolejne obostrzenia związane z pandemią. Może zaraz zostanie mi tylko bieganie na balkonie... Przynajmniej na jakiś czas. Okej do rzeczy: marzec to przede wszystkim krótkie dystanse po kolejnej, kilkutygodniowej, przerwie. Praktycznie cały luty i prawie pół marca byłem wyłączony z powodu bólu lewego kolana i mięśni piszczelowych przednich obu goleni. Dystanse marcowe od 4 do 11 km. Tak po prawdzie nie powinienem był biec aż 11 kilometrów w ostatnim wybieganiu ale raz że obostrzenia wisiały w powietrzu, dwa że... zgubiłem się w lesie :). Planowo miało być 7-8 km, 11km to na dziś dzień za dużo dla mnie. Za to miałem frajdę jakbym pierwszy raz w życiu taki dystans przebiegł :) Tempo powol

Styczeń, luty - kilka słów

W styczniu i lutym (przede wszystkim jednak w styczniu) przebiegłem łącznie ok. 70 km. Przez większość czasu walczę z powracającym bólem kolan i mięśni piszczelowych przednich. Rozciągam mięśnie, roluję się i wzmacniam. Pisząc te słowa mamy drugą połowę marca. Już biegam po kilkutygodniowej przerwie. I co? Kolano dokucza. Lewe. Czyli to które nie dokuczało na początku problemów. Pozytyw tej sytuacji? W mojej ocenie taki że skoro prawe kolano nie dokucza a ono było pierwszym którego nie mogłem doprowadzić do ładu przez prawie trzy lata to może za kolejne prawie trzy lata doprowadzę do ładu lewe :) No może szybciej, wszak nie odezwało się po raz pierwszy teraz. Piszczele póki co ok. Rozprawiłem się z nimi metodą opisaną w książce "Gotowy do biegu" (Kelly Starrett). 

Bieganie przez śródstopie - jak przejść z pięty i dlaczego nie rozwiąże to (wszystkich) Twoich problemów

Od kilku miesięcy biegam przez śródstopie. Przejście z tzw. "pięty" okazało się prostsze niż mogłoby się wydawać. Postanowiłem więc podzielić się moją receptą na sukces . Powodem dla którego zdecydowałem się na zmianę techniki biegu są powracające problemy z kolanami. Przez ostatnie kilka lat próbuję tzw. "wszystkiego" aby móc cieszyć się bezkontuzyjnym bieganiem. To "wszystko" to temat na osobne wpisy, kilka z resztą o tym ostatnimi miesiącami popełniłem. W tym wpisie skupię się na opisaniu mojego procesu zmiany techniki biegania. Pragnę  jednak zaznaczyć wyraźnie że jest to wyłącznie opis moich doświadczeń i niekoniecznie będzie on dobry dla Ciebie. Nie jestem trenerem, fizjoterapeutą, itp, itd. Resztę dupochronu zapewne znasz. Żyjemy w takich czasach że bez dupochronu ani rusz. Aby uczytelnić opis mojego procesu zmiany techniki biegu, wpis podzieliłem na poszczególne kroki: Krok 1. Ląduję w osi wertykalnej swojego ciała. Tajemnica rozwiązana. Podstaw

2019 - podsumowanie

Skończył się rok 2019 więc czas na małe podsumowanie mojego pierwszego od dawien dawna sezonu biegowego. W listopadzie i grudniu przebiegłem 210 km. Nie rozbijałem tego na poszczególne wpisy, jakoś nie było weny. Biegam po ok. 100 km miesięcznie. Kolana mi dokuczają. Niestety. Plan maratoński jaki wziąłem 2 miesiące temu na tapetę, zakładający 3 treningi tygodniowo wziął w łeb. Nawet się dobrze nie rozkręciłem. Wystarczyło mi pobiec dwa razy pod rząd niedzielne wycieczki biegowe po 13km i wszystko poszło się j...ć.  Muszę znowu zmniejszyć obciążenia w biegu i zwiększyć w ćwiczeniach na macie i dywanie. No nic. Z pozytywnych rzeczy: Rok 2019 to pierwszy od 2016 roku, sezon regularnego biegania. Nie nabiegałem zbyt wiele - raptem 700 km ale to dla mnie ważne że od początku kwietnia 2019 roku biegam regularnie. Przerwy jako takie pojawiają się ale z reguły nie dłuższe niż kilka dni. Wyjątkiem był okres letni gdzie miałem dużo aktywności górskich które wykluczały bieganie. Można powiedzieć

Październik - podsumowanie

W październiku przebiegłem 128 km. Kilometraż i forma powolutku rosną. Moje treningi w październiku to przede wszystkim OWB 10km. Tempo ok 5.30-5.45 min/km. Całość uzupełniłem zajęciami z mobilności, stabilizacji i techniki biegowej w szczecińskim Trigymie. Poszła mi też waga w dół (niecałe 80kilo) - to ok. 6-7 kilo mniej niż na  początku kwietnia, kiedy zaczynałem biegać po przerwie. Kolana w tym miesiącu nieźle się miały. Cały czas coś czuję tu i ówdzie ale generalnie jest (chyba) dobrze.

Kilka spostrzeżeń na temat biegania w kontekście kontuzji czyli dlaczego czuję się jak z porcelany

Obraz
Odkąd zacząłem biegać, całe moje bieganie można sprowadzić do jednej konkluzji: niekończące się pasmo kontuzji. Tym wpisem postanowiłem się nieco temu zjawisku przyjrzeć. Biegam z przerwami od 2009 roku. Ot standardowa historia: zacząłem biegać dla formy, począwszy od marszobiegów, przez 5 km, potem dycha, półmaraton, w końcu maraton. Większość z nas przechodzi pewnie podobną drogę. Jedni na tym przestają inni biegną dalej. Ja do tej pory nabiegałem ok 7500 km. Zapytacie: jak to? W 11 lat tylko tyle? Ano tak. Ostatni maraton w 2016 roku. Potem prawie 3 lata walki z chondromalacją rzepki. Nie chce mi się już nawet o tym pisać. Do wyrzygania, chondromolacja - sracja, bleee. Może to już jest hipochondria? Nie znam nikogo z moich biegowych znajomych którzy mieli tyle przerw co ja. Autentycznie. Pytam ich: co robicie żeby zapobiec temu? A oni mi mówią że nie robią nic albo prawie nic. Hehe bardzo k...a śmieszne. Ale potem okazuje się że diabeł tkwi w szczegółach. Roman nie robi nic oprócz c

Wrzesień - podsumowanie

We wrześniu przebiegłem 75km. Głównie dyszki w zakresie OWB. Niewiele ciekawego się działo. Po bladym biegowo sierpniu (bo był to stricte miesiąc górskich aktywności) wrzesień był miesiącem dyszek. Staram się cały czas okrzepnąć na tym dystansie. Kolano mnie wkur...a. Raz jest fajnie, raz pobolewa, mam tego serdecznie dość. Rzygam tym, serio.

Sierpień - (nie)biegowe podsumowanie

Obraz
W sierpniu przebiegłem 23 km. Tak mały kilometraż wynika z faktu że był to miesiąc obfity w piesze górskie aktywności.  Siłą rzeczy siadło tempo i dystans pojedynczych treningów w stosunku do lipca. Raptem 4 treningi, kilometraż od 5 do 7km. Tempo OWB 1 ciut szybciej niż 6 min/km. Pozytywy: nie bolą kolana. Chwilowo przynajmniej, bo mam przeczucie że to jeszcze nie koniec walki. Z początkiem miesiąca czułem dyskomfort nawet na krótkich trasach trekkingowych. Później jak ręką odjął. W sierpniu nie rehabilitowałem się i nie ćwiczyłem siły w domu. Mam wrażenie że moje ciało po prostu potrzebowało dłuższej regeneracji. Zobaczymy co dalej. Z okołogórskich aktywności: udało mi się odwiedzić Adrspach i Teplickie Skały po czeskiej stronie Gór Stołowych. Tradycyjnie Tatry - udało mi się m.in. wejść na Kościelec i pokręcić nieco po szlakach których do tej pory nie odwiedziłem (m.in. Kopieniec Wielki, okolice Waksmundzkiej Doliny, odcinek grani Liliowe - Świnicka Przełęcz).  W drugiej połowie sie

Lipiec - podsumowanie

W lipcu przebiegłem 87kilometrów. Po ponad 3 miesiącach od wznowienia regularnych treningów biegowych udało mi się wskoczyć na pułap 10km! Bardzo się cieszę, dawno nie było dychy bez bólu w kolanach! Co prawda w dalszym ciągu się kolana odzywają w drugiej połowie biegu, raz lewe, raz prawe, ale jest jakiś progres. Przynajmniej tak mi się wydaje. Przy okazji poszła mi waga w dół a tempo OWB w górę. Yay!   Dystanse 9-10 km. Tempo OWB - ok. 5:40 -5:50 km/min.  Tak jak pisałem poprzednio,  chciałbym teraz utrzymać dystans 10 km  do końca jesieni, w systemie 3x w tygodniu plus ćwiczenia wzmacniające. Na razie nie planuję zwiększania dystansu, może wplotę jakąś pojedynczą 12tkę ale za wcześnie o  tym w ogóle myśleć a co dopiero pisać...;) Ćwiczenia wzmacniające w toku. Nogi, brzuch, plecy. Marzenia wciąż niezmienne: złamać 3:30 w maratonie, przy okazji poprawić 10&21.1k. Na pewno nie w tym roku a czy w przyszłym? Czas pokaże. Rehab cały czas w toku. Z uczuciem dyskomfortu w kolanach jest

Czerwiec - podsumowanie

W czerwcu przebiegłem 89 kilometrów. To prawie dwukrotny kilometraż poprzedniego miesiąca. Czerwiec to trzeci miesiąc regularnego biegania po przerwie.  To co rzuciło mi się w oczy przede wszystkim to mocny skok prędkości w OWB.  Dystanse 5-8 km. Tempo OWB - ok. 5:40-5:50 km/min.  Rehab cały czas w toku. Z uczuciem dyskomfortu w kolanach jest różnie, czas coś doskwiera, czasem nie ale uważam że jest wyraźnie co raz lepiej. Czeka mnie jeszcze ok. miesiąca fizjoterapii. W lipcu chciałbym wskoczyć na dystans 10km i utrzymać go do końca jesieni w systemie 3x w tygodniu plus ćwiczenia wzmacniające.

Maj - podsumowanie i kilka pourazowych refleksji

W maju przebiegłem 46 kilometrów. Jest to mój drugi biegowy miesiąc od momentu gdy dostałem od fizjoterapeuty zielone światło. Maj nie różni się zbytnio o poprzedniego miesiąca pod względem wyników. Dystanse 5-6.70 km. Tempo OWB - ok. 6:00-6:15 km/min.  Mały kilometraż wynika z faktu że miałem przerwę od biegania w postaci obozu wspinaczkowego. Rehab cały czas w toku. Praca przede wszystkim nad siłą mięśniową i głębokim czuciem. Z uczuciem dyskomfortu jest różnie, czas coś doskwiera, czasem nie. W maju miałem poczucie że z każdym biegiem jakbym ciut więcej czuł dyskomfortu w kolanach a dziś pisząc te słowa (11.06.2019) czuję się mocniejszy, stabilniejszy i pojawiają się biegi które nie niosą żadnego dyskomfortu. Być może dobry wpływ miała na to przymusowa przerwa - w połowie miesiąca wypadły mi 3 treningi pod rząd. Zauważyłem też brak  problemów z kolanami w życiu pozabiegowym co bardzo mnie cieszy i chyba dobrze rzutuje na przyszłość.

Kwiecień - podsumowanie

W kwietniu przebiegłem 50 kilometrów. Jest to mój pierwszy pełny biegowy miesiąc od marca 2017! Cały czas rehabilituję kolana i cały czas czuję się jakbym był z porcelany. Znam to uczucie z poprzednich przerw biegowych, spowodowanych urazami. Mam ogromną nadzieję że będę mógł utrzymać regularność biegu i stopniowo zwiększać dystans. Fizjoman dał mi zielone światło, wręcz nakaz biegania na krótkich dystansach z tendencją do zwiększania dystansu. Ból jeszcze potrafi mi towarzyszyć (wg f-mana to na tym etapie dopuszczalne) więc zwiększam obciążenia bardzo asekuracyjnie. Przyplątała się też gęsia stopka  i odzywają się piszczele. Kładę spory nacisk na gimnastykę: siłową i rozciągającą, czyli słynne GS+GR wg JS :) Dystanse 4-7 km. Tempo OWB -6:03-6:30km/min. Prawie 3 lata niebiegania. Czuję się jakbym wybudził się z jakiejś hibernacji, jakby mnie ze smyczy spuszczono... Co ciekawe, kiedyś zrobiłem sobie podobnej długości przerwę, między listopadem 2011 a sierpniem 2014 bo nie miałem zajawki

New Hope

Help me Obi Wan Kenobi. You`re my only hope... Prawie trzy lata walki z chondromalacją rzepki. Godziny spędzone na wizytach u fizjoterapeuty i ćwiczeniach w domowym zaciszu. Rezonans elektromagnetyczny, ileś tam wizyt u ortopedy. I kur...a nic. Albo prawie nic. Progres jaki poczyniłem do tej pory nie pozwalał mi na podjęcie regularnych treningów biegowych.  Raz było lepiej, raz gorzej ale ból nie ustępował na tyle aby  móc wznowić bieganie. W związku z tym, kilka tygodni temu podjąłem decyzję o zastrzyku z kwasu hialuronowego. Nie chciałem ale nie widziałem już innych opcji. Fizjoterapeuta też. Poszedłem więc na zabieg. Zabieg poprzedzało kontrolne USG. Po 5 minutach oględzin słyszę od lekarza:  - lewa kolano super, doprowadził je Pan podręcznikowo. Ale prawe dalej leży. Pana mięśnie nie są gotowe. Zastrzyk nic nie da. I prawdopodobnie nie będzie potrzebny. Ucieszyłem się w duchu. Lewe kolano, wygląda ok. Ufff. Ale to prawe jest w czarnej dupie.  To ono przede wszystkim boli. Myślałem

Chondromalacja rzepki

Ostatnimi czasy moja aktywność blogowa przypomina nieco drogę Pielgrzyma Świętokrzyskiego.  Kto nie zna legendy, odsyłam do VII księgi przygód Tytusa, Romka i A`Tomka. Albo do...Google`a. Podobnie się rzecz ma z rekonwalescencją mojego kolana - postępy w rehabilitacji małe i końca nie widać. W kilku słowach: przypałętała mi się kontuzja kolana, półtora roku temu. Klasyka gatunku, pobiegłem 2 maratony w krótkim odstępie czasu, i o ile do pierwszego z nich byłem przygotowany solidnie (Dębno, życiówka) to do drugiego (Szczecin) już niestety nie. Nie wynikało to z lenistwa, po prostu nie miałem możliwości, ile mogłem tyle wybiegałem. No i po Szczecinie, już z nadwyrężonym kolanem, wpadłem na pomysł że jeszcze pobiegnę w Poznaniu. Koledzy biegają co raz szybciej, no przecież nie mogę zostać w tyle. Kolano krzyczało stop, ale co tam, 4-5 treningów w tygodniu na pewno nie zaszkodzi, wręcz przeciwnie trzeba je rozbiegać. Do Poznania oczywiście nie pojechałem. Kur@#a, ile to już razy dałem się

Marzec - podsumowanie

W marcu przebiegłem 63 kilometry. Nie żeby było się czym chwalić ale to mój pierwszy pełny miesiąc z bieganiem od wakacji zeszłego roku. Co chyba dobrze rokuje na przyszłość. Wszystkie treningi z młodszą córką w wózku. Takie truchtanie, powolny powrót do jakiejkolwiek formy. Kolano z którym miałem problem od wakacji ubiegłego roku chyba jest już ok. Mam taką nadzieję. Dystanse 5-8.5 km. Tempo OWB -5:45-5:30km/min. Czyli niezbyt długo i raczej wolno. Edit 06.11.2017 W kwietniu pobiegłem jeszcze 30km i odpuściłem. Nie było z kolanem lepiej, przygotowania do Maratonu Warszawskiego poszły w las. Dzisiaj, pisząc te słowa dalej się bujam z kolanem.

3. Maraton Szczeciński ?

Po dłuższej przerwie od blogowania, chciałbym podzielić się z Wami kilkoma luźnymi myślami, związanymi z Maratonem Szczecińskim i jego  zbliżającą się (mam nadzieję) 3. edycją. Jakiś czas temu opisałem na blogu swoje wrażenia ze startu w 2. edycji maratonu (link tutaj ) . Zainteresowanych odsyłam do linka, niecierpliwym streszczę imprezę w jednym zdaniu: wspaniałe święto biegania z dwiema poważnymi niedogodnościami, czyli w dużej części fatalną trasą i tragicznym terminem. Co gorsza z zapewnień Organizatora wynikało że 3. edycja nie będzie się w tych kwestiach różnić od poprzedniczki. Los jednak miał inne plany wobec szczecińskiego maratonu i wobec braku tytularnego sponsora ( w poprzednich latach było nim PZU) trzecia edycja stoi pod dużym znakiem zapytania. Organizator, przewiduje jej przebieg na trasie Police - Szczecin, z oprawą skromniejszą niż dwie poprzednie i podobnie jak rok temu w czerwcowym terminie. Czy się odbędzie? Będzie to warunkować ilość wykupionych zgłoszeń, dostępny

Zamiast miesięcznego podsumowania

Ostatnimi czasy nieco odciąłem się od blogowej aktywności. Przez ostatnie 4 miesiące udało mi się sklecić raptem jeden wpis. Ale niejako własnie się kończy się sezon (i za chwilę zacznie nowy), więc czas na podsumowanie. Przez ostatnie 3 miesiące nie biegłem ani razu. Ostatni trening zrobiłem z końcem lipca. Od tamtego czasu zmagam się z kontuzją kolana - pamiątką ze szczecińskiego maratonu. I tak, wraz z przymusowym odpoczynkiem od treningów, odechciało mi się na jakiś czas blogowej aktywności.  Niecierpliwie czekam na zielone światło od fizjoterapeuty i start z treningami. Zdążyłem przez ten czas przytyć (słodycze + cola, mniam) i choć nie wiem ile, bo wagę omijam szerokim łukiem to nie da się zaprzeczyć że to co w pocie czoła wypracowałem przez zimę i wiosnę, zdążyło się już dawno ulotnić. Ani latem, ani na jesień nie startowałem w żadnych zawodach.  Mam więc duży niedosyt ale zrobiłem w zasadzie ile mogłem. Tak czasem jest, że nie da się po prostu pewnych rzeczy przeskoczyć. Ale ni